Święto mruczków

Jeszcze do niedawna mało kto miał pojęcie, że 17 lutego przypada Światowy Dzień Kota. W tym roku jednak rzecz nagłośniła telewizja, no i teraz każdy już to wie. Święto nie ma długiej tradycji, ta sięga zaledwie kilkunastu lat, a w Polsce, jak podaje Wikipedia, było obchodzone po raz pierwszy w 2006 r. z inicjatywy miesięcznika „Kot” oraz łódzkiego klubu miłośników tych zwierzaków Cat Club. Ailurofile (tak osobliwie nazywają się miłośnicy kotów) pragną w tym dniu uzmysłowić reszcie społeczeństwa znaczenie mruczków w życiu człowieka. Organizują też rozmaite wystawy tych zwierząt, by przy ich okazji prowadzić zbiórki karmy dla bezdomnych czy wolno żyjących kotów, dla których zima jest trudnym okresem przetrwania. Są to na pewno pożyteczne działania, choć nam wydaje się, że najlepszym co mogłoby spotkać bezdomnego kota, zwłaszcza w dniu jego święta, to adopcja.

Dlatego udaliśmy się do miejscowego schroniska dla zwierząt „Cztery Łapy”, aby przypatrzeć się mruczkom pod tym kątem, czy nadają się one do ewentualnego przygarnięcia. Kotków w schronisku jest cała czereda. Urzędują one sobie w dwóch ogrzewanych domkach, a w dodatku mają w nich miękkie legowiska, no i różnokolorowe miseczki na pokarm. Gdy odwiedziliśmy koty, większość była zajęta właśnie pałaszowaniem karmy i mało zwracała na nas uwagę - fot. 1. Mruczki są dobrze odżywione i zadbane. Jak mówi nam Maria Rogalska, szefowa schroniska, koty w dniu ich święta otrzymały więcej niż zwykle pieszczot, ale tak na co dzień, to cała załoga stara się, aby zawsze było im dobrze, a nie tylko 17 lutego. Pewnie dlatego, że warunki mają dobre, to są w dobrej kondycji, a także wyglądają pięknie. Ponieważ na zbiorowym zdjęciu nie sposób ocenić ich urodę, wykonaliśmy kilka zbliżeń ich sympatycznych mordek, oto one - fot. 2. Mamy nadzieję, że tak urocze stworzenia już wkrótce znajdą swój nowy dom.

GROMADKA W PUDEŁKU

Przy okazji odwiedziliśmy też szczeniaczki, których dotyczyło zamieszczone w poprzednim „KM” ogłoszenie z podanym numerem telefonu, pod który należy dzwonić w sprawie ich przygarnięcia - 694-497-374. Dodajmy jeszcze, jak to ludzie potrafią być okrutni wobec bezbronnych, nowo narodzonych zwierzaczków. Stłoczone jedne na drugich w kartonie porzuconym niedaleko schroniska znalazła je jedna z pracownic placówki.

Tylko dzięki temu zostały one uratowane przed niechybną śmiercią, a w pudle była ich aż dziewiątka. Zaraz po ukazaniu się ogłoszenia w „Kurku” cztery z nich znalazły nowy dom, a piąty zostanie zaadoptowany niebawem. Na razie przebywają one w jednym z kocich domków, oczywiście z ogrzewaniem. Dzielą tam przestrzeń razem z mruczkami, choć w oddzielnym kojcu - fot. 3. Wbrew obiegowej opinii szczeniaczki wcale nie są wrogami kotków, a wręcz przeciwnie, żyją z nimi w wielkiej komitywie. Mają też ogromny apetyt i panie z obsługi muszą uważnie dozować im pokarm, aby się nie przejadły i nie rozchorowały z tego powodu. Poza tym są małymi zwierzaczkami i dlatego osoby zainteresowane adopcją możemy poinformować, że w przyszłości nie wyrosną na duże, a jedynie małe, pokojowe pieski.

RYŚ TURYSTA

Kilka dni temu pan Krzysztof Zając wykonujący usługi leśne w Nadleśnictwie Spychowo, przejeżdżając żwirową leśną drogą, zauważył wygrzewającego się w słońcu sporego kota, w dodatku siedzącego na postawionym dla turystów stole. Jak na dachowca wydawał się on zbyt duży, więc gdy pan Krzysztof podszedł ostrożnie kilka kroków bliżej, z niemałym zdziwieniem stwierdził, że jest to ryś, obecnie bardzo rzadko spotykany na łonie natury. Ponieważ pan Krzysztof wykonał zdjęcie aparatem komórkowym i dlatego nie jest ono zbyt wyraźne, obok załączamy wizerunek rysia zaczerpnięty z Wikipedii, aby pokazać Czytelnikom, jak dokładnie ów dziki kot wygląda – fot. 4.

Powyższą informację nadesłała nam Urszula Nadolna z Nadleśnictwa Spychowo, przy okazji wyjaśniając skąd taka rzadkość w spychowskich lasach i takie dziwne zachowanie tego osobnika - warowanie na stole. Otóż spychowscy leśnicy, współpracując z WWF (jest to międzynarodowa organizacja ekologiczna) prowadzą program reintrodukcji rysi. W niedostępnej dla człowieka leśnej kniei zbudowali oni wolierę, gdzie przebywa na stałe para dorosłych osobników. Kiedy urodziło się młode, zostało ono wypuszczone na wolność wiosną ubiegłego roku. W wolierze, w której urodził się ryś, jak nam wyjaśnia Urszula Nadolna, była zainstalowana specjalna półka. Młody kot, wspinając się na nią, obserwował najbliższą okolicę. Dlatego też, jej zdaniem, ryś z fotografii, to ów osobnik narodzony w wolierze. Wspiął się na turystyczny stół, bo ten przypominał mu ową półkę z woliery, gdy w szczenięcym okresie obserwował roztaczający się wokół teren.

NIEODEBRANE ZWOLNIENIE

Pogoda zmienia się ostatnio jak w kalejdoskopie. Jeszcze niedawno mieliśmy dość długą odwilż, a obecnie od kilku dobrych dni ściska mróz i w dodatku sypie śniegiem (piątek 18 lutego). Jeszcze w dniach odwilży jedna z naszych Czytelniczek skarżyła się na fatalny stan ul. Mławskiej. Niezorientowanym wyjaśnijmy, że jest to ulica peryferyjna, biegnąca po krańcach miasta i wpadająca do ul. Leśnej, tuż u jej końca.

Nasza Czytelniczka poprosiła swoją koleżankę, by ta wzięła od niej zwolnienie z pracy celem przedłożenia szefostwu. Cóż, koleżanka nie dotarła na miejsce, gdyż wcześniej spotkała ją taka oto niemiła przygoda - fot. 5. Jak widać, samochód wjeżdżając w wzmiankowaną ulicę zakopał się w błocie po ośki i tyle. Kiedy zjawiliśmy się na miejscu następnego dnia chwycił już mróz, no i dlatego nie groziło nam zakopanie się w błocie. Mimo to, niestety, jazda po ulicy nie była ani łatwa, ani przyjemna, bo jej nawierzchnia przypominała (i przypomina nadal) istne pobojowisko usiane zamarzniętymi kałużami - fot. 6.

Komfort jazdy ani na jotę się nie poprawiał, a może nawet uległ pogorszeniu, bo gruda tu na grudzie. Na 3/4 szerokości ulicy zalega niezniwelowana ziemia po rozkopach, skutkiem czego do komunikacji nadaje się jedynie wąski pasek jezdni widoczny po lewej stronie fotografii. O minięciu się dwóch aut na czymś takim nie ma mowy. Wówczas jeden z pojazdów musi wjechać w wykroty, albo całkiem się wycofać. W dodatku otoczenie miejsca robót wygląda bardzo bałaganiarsko. Pod płotem jednej z tamtejszych posesji leżą porzucone w bezładzie barierki, które powinny zapewne stać przed ową zrytą prawą stroną ul. Mławskiej, aby nikt nie wjeżdżał w rozkopaną ziemię. Z kolei na skrzyżowaniu z ul. Leśną leży ułamany znak drogowy - fot. 7.

Roboty prowadzone są tu niespiesznie, bo jak dowiadujemy się w Urzędzie Miejskim, rozłożono je na dwa lata. W ubiegłym roku zrobiono kanalizację sanitarną oraz deszczową. W tym zostanie położona asfaltowa nawierzchnia, no i do czasu gdy się pojawi, mieszkańcy będą musieli borykać się z rozmaitymi utrudnieniami.