Znane osoby tworzą klimat i lokalną legendę miejscowości, z którymi były związane. To one często sprawiają, że dane miasto lub miasteczko zyskuje niepowtarzalny charakter. Szczytno ma to szczęście, że może się pochwalić Krzysztofem Klenczonem, który spędził tu młodzieńcze lata i tu po tragicznym wypadku w Stanach Zjednoczonych spoczął na cmentarzu. Czy jednak wykorzystaliśmy naszą szansę na promocję związaną z postacią znanego muzyka i czy właściwie kultywujemy pamięć o nim? Zdaniem większości naszych rozmówców - nie.

MONIKA OSTASZEWSKA-SYMONOWICZ,

kierownik Muzeum Mazurskiego w Szczytnie

Niewykorzystana szansa

- Pewne tematy związane z Krzysztofem Klenczonem nie są w ogóle kontynuowane. Mam tu na myśli zwłaszcza ideę Dni i Nocy Szczytna jako trzydniowego festiwalu poświęconego w głównej mierze jego postaci - reprezentanta i symbolu muzyki lat sześćdziesiątych. Taki charakter miała ta impreza tylko do połowy lat 90. Rozumiem, że zmiany, które zaszły przez ten czas w show-biznesie przyczyniły się do innego charakteru imprezy. Zaczęto zapraszać gwiazdy muzyki rozrywkowej będące akurat w trasie, a zatem łatwiej dostępne. Koncerty podczas Dni i Nocy nabrały pospolitego charakteru i stały się jednym z wielu podobnych wydarzeń w Polsce. W sezonie turyści odwiedzający muzeum często pytają o Krzysztofa Klenczona. Są osoby, które przyjeżdżają do Szczytna tylko przez sentyment do jego muzyki. Tymczasem jedynym miejscem, gdzie ich kierujemy jest cmentarz. Nie możemy zaprosić gości na jakąkolwiek przyzwoicie i profesjonalnie przygotowaną imprezę z jego przebojami. Mam wrażenie, że szereg inicjatyw związanych z Klenczonem jest zawieszonych w próżni. Wynika to z braku komunikacji pomiędzy osobami i podmiotami odpowiedzialnymi za kulturę. Wszyscy działają osobno, w oderwaniu i bez koordynacji. W takich warunkach żadna skuteczna promocja Krzysztofa Klenczona, taka na skalę kraju, a nie miasta, czy powiatu, nie jest możliwa. A jest przecież w Szczytnie park jego imienia, a w nim drewniany bar i estradka. No i co z tego?!

PAWEŁ BIELINOWICZ, burmistrz Szczytna (1990-1995, 2002 - 2006),

współtwórca nowej formuły Dni i Nocy Szczytna

- Dążyłem do tego, by Dni i Noce Szczytna były imprezą poświęconą Krzysztofowi Klenczonowi, a nie jedną z wielu, jakie są organizowane w innych miastach, gdzie króluje tłum, piwo, a uczestników nie za bardzo interesuje grana muzyka. Stąd koncert klenczonowski powinien odbywać się na dziedzińcu z udziałem dobrych zespołów. Myśmy próbowali, żeby były to wydarzenia artystyczne, a nie masowe. Ten wątek należałoby konsekwentnie prowadzić. Dawniej Krzysztof Klenczon był mocno wkomponowany w Dni i Noce Szczytna. To nas różniło od innych miejscowości organizujących podobne imprezy, bo chodziło o pokazywanie czegoś lokalnego, niepowtarzalnego, co zaciekawi turystę. Mam wrażenie, że teraz wszystko odbywa się kosztem jakości.

JAROSŁAW CHOJNACKI,

pieśniarz, mający w swoim repertuarze utwory Krzysztofa Klenczona

- Działania związane z promocją miasta poprzez osobę Krzysztofa Klenczona postrzegam bardzo negatywnie. Uważam, że nie wykorzystano szansy, jaką daje ta postać. Przez to stał się on odległy, przypominamy sobie o nim tylko przy okazji okrągłych rocznic. Dobrym przykładem promocji jest choćby to, w jaki sposób Amerykanie kultywują pamięć o Elvisie Presley’u, który przecież zmarł już dość dawno temu, lecz miejsce z nim związane wciąż żyje. Tymczasem mam wrażenie, że u nas Klenczona traktuje się jako zło konieczne. W tej chwili miasto promuje się poprzez pofajdoki i inne dziwne rzeczy. Wynika to stąd, że ludzie odpowiedzialni za promocję nie przejmują się kulturą. Błąd popełniono już na początku lat 90., kiedy do organizacji imprez związanych z Klenczonem angażowano ludzi z Warszawy, którzy sami na tym skorzystali, a nie miasto. Szkoda, że nie podkreślano waloru artysty jako prekursora cięższej odmiany muzyki rockowej. Rok temu w Bydgoszczy ogłoszono konkurs na nazwę ulicy w okolicy starówki. Wygrał Krzysztof Klenczon. A Szczytno? Już dawno powinno mieć ulicę jego imienia. Konkursy, którym patronował, nie miały żadnej rangi, robiono je na siłę. Do organizacji takich przedsięwzięć potrzebni są profesjonaliści. Dopóki to nie zostanie zrozumiane, dopóty nadal będą nas promować pofajdoki, a my pozostaniemy prowincjonalnym miasteczkiem.

JERZY KLENCZON,

brat stryjeczny Krzysztofa Klenczona

- Na pewno związek Krzysztofa Klenczona ze Szczytnem jest zauważalny. Dobrze, że miasto organizuje konkursy i koncerty mu poświęcone. Czy jednak wychodzą one tak, jak należy, trudno ocenić. Uważam, że słusznie odstąpiono od organizacji konkursu klenczonowskiego podczas Dni i Nocy Szczytna, przesuwając go na inny termin. Mimo to sądzę, że sobotni koncert pamięci Krzysztofa powinien się odbywać, ale mieć charakter nie otwarty, lecz biletowany. Atmosfera byłaby wtedy na pewno dużo lepsza. Na plus zaliczam też zapowiadaną zmianę formuły konkursu im. Krzysztofa Klenczona, która stawia na oryginalną muzykę z lat 60. i 70., graną na żywo, bez podkładów. Wielu fanów grymasi, twierdząc, że nic się tu w związku z Klenczonem nie dzieje. Myślę jednak, że nie można przedobrzyć.