Emerytowany komendant wojewódzki straży pożarnej Stanisław Mikulak wspomina swoją strażacką służbę i związki z ziemią szczycieńską.

Moja strażacka służba (cz. 11)W wojsku

W listopadzie melduję się w JW-2089 w pobliskim Marcinkowie, gm. Purda, pow. Olsztyn, jako rekrut ludowego wojska polskiego - LWP. Jest to centralna wojskowa składnica materiałów pędnych i smarów z nieetatową strażą pożarną. Potrzebny jest oficer pożarnictwa wspierający komendanta tej straży, a jest nim, ku mojemu zaskoczeniu, mój kolega z OTP „krakus” Józek Bogacz. Opuścił OTP we Wrocławiu w 1955 r. w związku ze wspomnianym protestem. Zaczyna się gehenna okresu rekruckiego: ostrzyżona głowa, mundur a` la oferma Szwejk, zdezelowane buty i onuce, siermiężna koszula, opadająca na uszy czapka i znane „docieranie” przez starsze wojsko reprezentowane przeważnie przez niedouczonych starszych szeregowych. Nie zapomnę szczególnie st. szer. Buksy, który nie umiał pisać i dobrze czytać, ale w docieraniu był geniuszem. Na szczęście wywożą nas do Rzeszowa, do 30. pułku piechoty, gdzie „ginę” w tłumie rekrutów.

Życie rekruta

Wojsko przestaje być dla mnie dokuczliwe, bo w zasadzie poza strzelaniem to prawie wszystko znam: musztrę, zaprawę sportową, salutowanie, alarmy, marsze nocne itp. przyjemności ćwiczyłem w OTP przez cztery lata. Wprawdzie pamiętam szorowanie (samotnie w nocy) najdłuższego dotychczas znanego mi korytarza i skrobanie żyletką „kucanego kibla”, ale po pożyczeniu szefowi kompanii jakiejś kwoty, którą przysłano mi z pracy, i której mi nigdy nie oddał, kłopoty się skończyły. 22 grudnia 1958 r. koniec okresu rekruckiego i uroczysta przysięga, którą bardzo przeżyłem ze względu na emocje i siarczysty mróz. Jest w tym akcie „przymuszonej woli” coś szczególnego, ale zarazem i dramatycznego. Wypowiadając słowa wzniosłe a zarazem banalne, zdawałem sobie sprawę, że przysięgam bronić swojej ojczyzny nawet za cenę mojego życia. Jest to bardzo wzniosłe, ale także dla osób z wyobraźnią dramatyczne. Ponadto było mi trochę przykro, bo nikt z rodziny na przysięgę nie przyjechał (zbyt daleko), a do większości żołnierzy zameldowali się licznie rodzice, bracia, siostry, narzeczone i inni bliscy z pokaźnymi zapasami jadła i napoi wyskokowych.

 

 

Aby zapoznać się z pełną treścią artykułu zachęcamy
do wykupienia e-prenumeraty.